Zgubione dawno temu skarpetki, spodnie, o których się zapomniało, mnóstwo nienoszonych od wieków ubrań, sterta zniszczonych, jak te dziurawe spodnie oraz ona.
Wciśnięta pomiędzy odkurzacz a gitarę, lekko przykurzona, ale promieniująca "subtelnym kobiecym pięknem" maszyna do szycia.
Padłyśmy sobie w ramiona, jako, że nie widziałyśmy się od wieków, przeprosiłyśmy i postanowiłyśmy czym prędzej nadrobić zaległości.
Na pierwszy rzut poszła stara i dziurawa koszulka w groszki, poplamiony pajacyk w paski i podarty ochraniacz do łóżeczka w kratkę.
Połączenie kratka-paski-kropki wydało mi się idealne na zabawki.
Zawsze z zazdrością oglądam przecudne maskotki szyte własnoręcznie, np. takie. Wydaje mi się, że choćbym pękła nie potrafiłabym uszyć nawet pantalonów do takiej lali. No, ale od czegoś trzeba zacząć.
Ja zaczęłam od woreczków, bo nie ma chyba nic łatwiejszego, niż zszycie dwóch kwadratów :P
W celach ćwiczeniowych naszyłam na nie swoje pierwsze w życiu aplikacje. R jak Ryś, S jak Staś i serduszko jak miłość.
Miłość do moich chłopców, miłość do robótek oraz miłość do porządku w szafie. Niestety ta ostatnia nieodwzajemniona ;)
Ten miłosny wątek w moich woreczkach z grochem i fasolą idealnie wpisuje się w temat kolejnej zabawy w Art Piaskownicy. Ja w piaskownicy lubię się bawić, jako i moje dzieciaki :)
Ale woreczków chyba do niej nie weźmiemy.
Bo jakim programem wyprać fasolę? Nie wiem, czy nasza pralka ma taką opcję... ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz