sobota, 27 grudnia 2014

różowe paputki

Pink is my new obsession... :)





Dziś kapciuszki - balerinki.
W roli głównej bladoróżowa włóczka akrylowa znaleziona na dnie szafy oraz grafitowy moher zabrany kotu.

 

Paputki robione wg tego opisu link, niemniej jednak, zupełnie "na oko". Włóczka bardzo cieniutka, a szydełko 1,75 (jedyne, które wzięłam ze sobą na wakacje), więc proporcje z opisu zupełnie nie pasowały. O wiele szybciej i łatwiej jednak idzie przy użyciu grubszej włóczki. Wiem, bo to nie jedyne paputki na moim koncie :)) 



Miło mi zaprezentować opalone stopy sześcioletniej właścicielki owych kapci.
 




Gorące pozdrowienia dla wszystkich, którzy "podczytują" Słupki i Krzyżyki.
Fajnie się dzierga, ale fajnie się też chwali na prawo i lewo tym, co się wydziergalo ;-)


P.S. Nie muszę chyba dodawać, że kot nie darzy mnie zbyt wielką estymą...

wtorek, 2 grudnia 2014

Piórniczek

Na początku była sukienka.
Za długa.
Ciach... ciach...ciach
Sukienka była już krótka, za to w  nadmiar srebrnej materii zostało tchnięte nowe życie za pomocą suwaczka, koronki i poczciwego łucznika.
Miała być kosmetyczka, jest piórnik.
W sam raz dla Pani Nauczycielki z milionem magnesików, mazaków i innych "drobiażdżólków" do ogarnięcia :)



środa, 20 sierpnia 2014

teatrzyk

Taki teatrzyk marzył mi się od dawna.

A konkretniej od kiedy zobaczyłam u Agrafki takie oto cudo: Link
Gdy tak wpatrywałam się w osłupieniu w monitor wypatrując szczegółów wykończenia i domyślając się jak to "działa" zaszedł u mnie mniej więcej taki proces myślowy:
 

Najpierw pomyślałam, że jest boski.
Potem pomyślałam, że moi chłopcy byliby zachwyceni, gdybym im taki sprawiła.
Jeszcze później przeszło mi przez myśl, że moim dzieciakom ze szkoły takie "cudactwo" bardzo umiliłoby odgrywanie scenek rodzajowych, którymi "Pani-Teacher" (czyli ja) męczy i dręczy co i rusz ;)
Wreszcie nieśmiało pomyślałam o tym, że w szafie stoi stary Łucznik, a niepotrzebna poszewka na kołderkę dziecięcą ma stanowczo zbyt ładny wzór, żeby zalegać kolejny rok z rzędu na półce.


Jednakowoż, przejście od myśli/zachwytów/inspiracji/planów do (ręko)czynów musi czasem odbyć się w terminie do tego stosownym. W tym przypadku termin ten nadarzył się, gdy szanowny Pan Tata wyruszył z najmłodszym pacholęciem na podbój placów zabaw na osiedlu.


Myk-myk-myk i gotowy.
Nie wiem, czy opracowałam ten sam patent, co Agrafka, ale u góry zainstalowałam tasiemki, którymi można przymocować teatrzyk, za to dół "okienka" usztywniłam plastikowym "kijkiem" wsuwanym w tunel.
Potem z tego samego materiału co "kurtynka" uszyłam jeszcze 3 kieszonki na pacynki, które doszyłam na dole (ta wersja jeszcze nie doczekała się sesji zdjęciowej - uzupełnienie wkrótce).

Miś Jubilerek -monodram
Teatrzyk już doczekał się premiery - rozwieszony między zegarem ściennym a szafką nad lodówką :) Działa. Przyciąga. Omamia :)

(Gdy Jubilerek płakał, Ryś uciekał z widowni, wchodził za kurtynę i głaskał Misia). :)

Ale prawdziwa próba wytrzymałości i użyteczności mojej nowej "pomocy dydaktycznej" już wkrótce. 
Tylko dla moich uczniów. Tylko w PUZZLACH. :)
Zapraszam :)))
www.puzzle.edu.pl

niedziela, 10 sierpnia 2014

kamizelka z kołnierzykiem

Dziś na różowo.
A w zasadzie melanż: róż - błękit - łosoś


Jeśli ktoś śledzi mojego bloga od dawna, to słusznie może mieć właśnie déjà vu :)

Jest to dziewczęcy odpowiednik kamizelek dla moich synków, o których pisałam tutaj. Zrobiona z tej samej bawełnianej włóczki (Altin Basak miya, szydełko 3,5), ale w innym odcieniu. Zamiast kaptura tym razem zrobiłam ażurowy kołnierzyk.



Guziczki - piłki zastąpiłam kwiatuszkami


Kwiatek broszka wg tego schematu - link


Zbliżenie na ażurowy kołnierzyk 

 
oraz jego schemat

A na koniec, dla porównania, moje dwa łobuzy w swoich chłopięcych wdziankach i Panna Zet w swoim. 


Dziecięce ubranka robi się bardzo miło, ale mają jedną podstawową wadę: szybko się kurczą :( 
Raz - dwa - trzy, i już wędrują do jednego z niezliczonych kartonów na strychu w oczekiwaniu, aż inny mały właściciel dorośnie, lub się urodzi :)
Np. jakaś mała miniaTurka :)))

sobota, 7 czerwca 2014

woreczek na kapcie II

Woreczek na kapcie I Stasia występuje teraz w komplecie z woreczkiem na kapcie młodszego brata.
Kolorystyka ta sama, ścieg ten sam, czcionka ta sama.
Żeby było sprawiedliwie :)

Wprawdzie Ryś na razie do żadnego przedszkola się nie wybiera, ale gdy mamę naszła wena na wyhaftowanie imienia na woreczku, to nie można było jej zaprzepaścić :)

W ten sposób z okazji Dnia Mamy mama podarowała sobie odrobinę luksusu i czasu wolnego na mały hafcik, a z okazji Dnia Dziecka Rysiowi taki oto woreczek :)
 

Woreczek okazał się wspaniałą zabawką do zabawy w chowanego w pojedynkę. Wrzucamy do środka smoczki, a potem próbujemy je wyjąć. 
Na różne sposoby :)


Okazało się, że w woreczku schowały się i buty. Szczęśliwie wszystko się odnalazło:)

  

P.S. Za ok. półtora roku zrobię aktualizację posta - wkleję fotkę, jak woreczek prezentuje się w przedszkolnej szatni :) Nie ukrywam, że pokładam wielkie nadzieje w tym, że będzie "one of a kind" :)))
 
Wyzwanie #36: Dzieci w Dzień Mamy do 08.06
Dzieci w Dzień Mamy

piątek, 16 maja 2014

Szydełkowa narzuta - odsłona pierwsza

 
Do tej pory jeszcze nigdy nie publikowałam zdjęć nieskończonej pracy.
Tym razem jednak wzięłam się za tak duży "prodżekt", że choć dziergam systematycznie od stycznia, to jakoś końca nie widać...

Z tych prostokącików, które widać na zdjęciu ma powstać narzuta na łóżko. Łoże małżeńskie - wiadomo, rozmiar narzuty nie może być mniejszy niż XXXL.
Prostokąciki mają bardzo wdzięczny wzór, technika filetowa też bardzo przyjemna. 
Używam włóczki 100% bawełna Camilla w kolorze ecru i szydełka 1,75.
Na rozmiar szydełka zaczęłam psioczyć przy mniej więcej pięćdziesiątym elemencie. Nie wiem, co mnie podkusiło, żeby nie złapać za 3,5 jak Pan Bóg przykazał. 
Teraz już po ptakach.
W międzyczasie chciałam przechrzcić narzutę na obrus, ale mój starszy synek przytomnie stwierdził, że szkoda mojej pracy.
Fakt, patrząc na moje obrusy z dziurami wypalonymi lutownicą, pomazane markerem i poplamione "kepuciem" (czyt. keczupem) chyba miał rację.

Zatem "bujam się" z narzutą. Póki co mam 60 elementów i nie jestem nawet w połowie (raczej gdzieś bliżej 1/4). Do tej pory zużyłam 17 motków włóczki. Staram się nie liczyć, ile warta będzie moja narzuta, gdy ją skończę :))) 

Wzór pochodzi z Sabriny nr 1/2013, ale ze względu na to, że podróżował ze mną tu i tam gdzieś zapodziała się akurat strona z tym schematem. Póki co lecę z pamięci, ale jak przyjdzie do koronki wykańczającej całość, to chyba trzeba będzie improwizować. 
Drogie czytelniczki! Jeżeli któraś dysponuje stroną 22 z tejże gazetki uprzejmie proszę o skan lub opis, jak wykończyć narzutę. Informacja ta będzie jak znalazł za x lat, gdy nadejdzie ta wiekompomna chwila, że narzuta będzie gotowa.


Wszystko, co do tej pory wydziergałam ma jakąś swoją historię, kojarzy mi się z jakimś okresem w życiu, płytą słuchaną w kółko podczas roboty, filmem oglądanym jednym okiem lub książką czytaną w "międzyczasie", gdy środkowy palec lewej ręki musi odpocząć od naciągania nitki.

Ponieważ tę narzutę robię już bez mała pół roku jest ona swoistym patchworkiem wspomnień.
Jeden elemencik pod szkołą Stasia w oczekiwaniu na jego powrót z wycieczki. Jeden elemencik w samochodzie pod bankiem. Jeden podczas filmu o Che...

Książką, która z pewnością będzie mi się kojarzyła z mozolną dłubaniną jest "Miłość Dobrej Kobiety" Alice Munro.


Nie dziwi mnie fakt, że autorka dostała Nagrodę Nobla. Gdybym to ja miała przydzielać te nagrody, przyznałabym jej po pierwszym akapicie.

Osiem opowiadań o kobietach, a ja jestem każdą z nich w takim samym stopniu, co żadną.
Jak głosi recenzja "The Philadelphia Inquirer" 
Munro potrafi stworzyć całą powieść z zaledwie kilku tysięcy słów - to każe się zastanowić, co inni pisarze robią z wszystkimi tymi dodatkowymi stronami.
No właśnie. Co?
Nie przepadam za opowiadaniami, bo często mam wrażenie, że nie wyjaśniają sprawy do końca, urywają opowieść zbyt szybko, nie przedstawiają głębi i złożoności problemu.
Tutaj jest inaczej. 
Fakt, że po przeczytaniu każdego z opowiadań chodziłam z głową w chmurach i próbowałam dociec sensu, morału lub złapać powiązanie kropki na czole bohaterki w ostatniej scenie z plażowaniem na początku historii. 
Muszę przyznać, że jak dla mnie wszystko się zgadza.  
Zamawiam kolejne pozycje tej autorki. 
Zobaczymy, jak czyta się jej powieść :) 
Zapraszam w każdą środę na
link

piątek, 2 maja 2014

Szydełkowe skarpetki z dzwoneczkami

Moją babcię bardzo często można było zastać nad robótką.
A już najczęściej nad skarpetkami. 

Dla mnie to była czarna magia - po pierwsze na drutach nie umiem robić do tej pory, a po drugie ilość tych drutów sterczących z różnych stron niewykończonej skarpety była powalająca. Babcia co i rusz wyjmowała któryś i przekładała w inne miejsce, a skarpetka rosła...

Gdy byłam mała podpatrywałam i podziwiałam, a potem nosiłam te ciepłe wełniane skarpety - nawet latem :)


Minęło "parę" ładnych lat zanim sama spróbowałam swoich sił w "skarpetkowaniu". Wcale nie była to taka łatwizna. Było sporo prucia, ale coś z tego wyszło.

Ponieważ mam w domu cztery stópki do "oskarpetkowania", z czego dwie mniejsze a dwie już całkiem pokaźnych rozmiarów spróbowałam wydziergać co nieco na szydełku.
Użyłam bawełnianych resztek włóczek w trzech kolorach. Korzystałam z opisu wykonania z tej książeczki:




Aby zwiększyć atrakcyjność skarpetek doszyłam im dzwoneczki. Bingo! Małe stópki tupią, biegają, drepczą i dzwonią :)



Niestety, okazało się, że skarpetki są bardzo śliskie, a ich posiadacz nadzwyczaj często ląduje na pupie (pół biedy, bo amortyzowanej pampersem) lub innych częściach ciała obijając je lub przyozdabiając w malownicze guzy i siniaki.


W celu "naprawy" sytuacji podszyłam skarpetki skórą (ze skórzanych łat wycięłam kształt stopy i naszyłam ręcznie za pomocą żyłki). 
W ten sposób powstały skarpetko-kapcie. 
Nie jest to najszczęśliwsze rozwiązanie - skórka podczas prania zafarbowała trochę i teraz skarpetki w kilku miejscach wyglądają na zabrudzone :(



Nie wiem jak radzą sobie z tym fantem inni. Myślałam o zastosowaniu "puchnących farb" jako ABS-u, ale nie mam pewności, że to zadziała. Macie jakieś doświadczenia w tej materii? Z góry dziękuję za wszystkie podpowiedzi. 
Teraz czeka mnie wykonanie czerwono-czarnych skarpetek Ferrari dla starszego synka i nie chcę dać plamy :)))

wtorek, 29 kwietnia 2014

haft matematyczny - stateczki

Dziś przedstawiam dwie prace wykonane techniką haftu "matematycznego". Nazwa troszkę myląca, bo do robienia dziurek w tekturze i przewlekania przez nie kordonka nie trzeba liczyć całek, ani nawet znać tabliczki mnożenia :)

Obrazki prezentują się tak:


Teraz wystarczy je oprawić i znaleźć dla nich odpowiednie miejsce na ścianie. Już niedługo... :)



Prace zgłaszam na szufladowe wyzwanie Zainspiruj Nas. A nuż kogoś zainspirują... Czego sobie i Wam życzę :)))

środa, 23 kwietnia 2014

szydełkowa poducha

Od dłuższego czasu "siedzę" w bieli i ecru.
Nie sądziłam, że kolory te mogą męczyć równie mocno, co czerń.
Dla odskoczni od monotonii narzuty, której końca nie widać, postanowiłam na chwilę zanurzyć się w oceanie kolorów.




róż - turkus - żółć - mięta



Po raz pierwszy zmierzyłam się też z African Flowers i zakochałam się w nich bez pamięci. Wzór zaczerpnęłam z Galeryjki za Miastem.



Dziewięć "afrykańskich kwiatków" naszytych na jasiek dało taki oto efekt.

Poducha powędrowała jako prezent wielkanocny dla pewnej małej dziewczynki. W sam raz do jej "dziewczyńskiego" pokoiku, tzn. pracowni :)))

Eksplozja kolorów tworząca poduszkę została zainspirowana już po raz kolejny przez Art Piaskownicę. Sama chyba nie zestawiłabym ich aż tak odważnie. Grunt, że obdarowana jest zadowolona. 
Czyli Zając się spisał :)))

Art Piaskownica
Chętnie zrobiłabym też takie African Flowersy dla moich chłopaków do ich "chłopackiego" pokoiku, tylko najpierw muszę obmyślić ich męską wersję. Pomocy!

piątek, 18 kwietnia 2014

Wielkanocne jajka

Oto moje Wielkanocne jajka.
Są drewniane i ozdobione techniką decoupage. Wprawdzie lakier troszkę zżółknięty, ale umówmy się, że przymykamy na to oko :)
Jajeczka prezentują się na ananaskowej serwetce do koszyczka ze święconką.






 Małe rączki też ozdabiały jajka :) Czysta abstrakcja :)



 Jajka są też idealne w charakterze materiału sypkiego do przekładania, przesypywania i wkładania do pojemniczków. Czyste Montessori. Coś czuję, że po sezonie wielkanocnym trafią do pudełka z zabawkami :)



WESOŁEGO ALLELUJA!!!
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...