czwartek, 13 marca 2014

Patchworkowa torba na zakupy

Ciąg dalszy porządków w szafie.
Na mojej gromadce rzeczy odłożonych do "przeróbek" wykrystalizowała się pewna prawidłowość.
Po pierwsze kolorystyczna - zarówno rzeczy do ubrania jak i do domu kupuję w odcieniach drzewa, czyli zielenie i brązy.
A po drugie materiałowa - uwielbiam sztruks.
Starą spódniczkę, poszewkę na jasiek oraz trzy pokrowce na krzesła, które kiedyś były zielone, a pod wpływem słońca zmieniły odcień na oliwkowy brąz pocięłam na kwadraty.

Nie mam pojęcia jak szyje się patchwork, a raczej moja wiedza na ten temat zamyka się w stwierdzeniu "kosmicznie trudno". O pikowaniu lotem trzmiela mogę sobie tylko pomarzyć i podziwiać gotowe dzieła.
Szczerze mówiąc patchworkowe pledy są moim planem B na emeryturę. Wtedy na pewno dojdę do perfekcji w zszywaniu fragmencików w przepiękną całość. 
Żeby nie być gołosłowną zapraszam na bloga za 35 lat - wtedy się pochwalę swoimi dziełami :))))

Póki co, pomyślałam, że zszycie kilku kwadratów w jedną całość nie wykracza poza moje możliwości i spróbowałam.
Efekt?
Proszę bardzo:
 
przód

tył

wnętrze
Podczas szycia odkryłam Amerykę!
Okazało się, że każdy sztruks jest inny, a mianowicie inaczej elastyczny. Jeden z nich bardzo mi się naciągał i kilka razy musiałam pruć, żeby kwadraty były kwadratami, a nie rombami.

Podszewkę uszyłam z dwóch nieużywanych już pieluch flanelowych. Flanelka świetna, zupełnie niezniszczona, mocna i w ogóle się nie rozciągała :)
Do środka wszyłam jeden z kwadratów jako kieszonkę oraz małą kieszonkę odprutą od za małych spodenek Rysia. 

Cała torba jest wielgachna :)


Bez problemu zmieści się w niej pięciolitrowy baniak z wodą mineralną, wiec myślę, że bagietki i włoszczyzna też (hihi)


Mój mąż z przerażeniem patrzył na moje poczynania z kwadratami na dywanie i z lekką obawą w głosie zapytał, czy zamierzam z tą torbą chodzić po mieście. Musiałam mu obiecać, że nie wylezie za mnie na powrót nastolatka, a torba będzie służyła jeno zakupom. 
:)
Teraz torba wisi na klamce drzwi wyjściowych i (oprócz tego, że ją podziwiam za każdym razem, gdy idę do łazienki) pilnuje, żebym idąc do sklepu nie zapomniała o niej przypadkiem i nie przyniosła zakupów w jakiejś paskudnej szeleszczącej siatce. 
Myślę, że mi to nie grozi ;P
 
 


Do wykorzystania swoich resztek w kolorach drzewa zainspirowała mnie po raz kolejny Art Piaskownica. 
Wprawdzie w inspiracji był też siwy, ale siwe sztruksy męża niestety okazały się jeszcze całkiem całkiem...


środa, 12 marca 2014

kolorowe kredki


Wspominałam już, że przeprosiłam się z maszyną do szycia?
A wspominałam, że podczas robienia porządków w szafie znalazłam mnóstwo niepotrzebnych lub zniszczonych rzeczy o ciekawych kolorach i wzorach?
A wspominałam, że mój Staś nie lubi rysować, a ja usilnie próbuję go do tego zachęcić na różne sposoby?

Dziś jeden z nich. Mam nadzieję, że zadziała...

Oto mój recyklingowy, w stu procentach hendmejdowy piórnik na kredki:
odsłona pierwsza
odsłona druga
odsłona trzecia

Piórnik powstał z koszulki w kwiatki i osłonki w kratkę. Poza tym wykorzystałam guzik od starej spódniczki, niebieską wstążeczkę, mulinę i skrawki kanwy oraz niebieski kordonek na kieszonki.





Mam nadzieję, że moje w pocie czoła uszyte kieszonki na kredki wspomogą proces przeskakiwania u Stasia klepki odpowiedzialnej za rysowanie i kolorowanie.

Gdy był młodszy, używał kredek jako "humbuńcików", czyli śrubokrętów do wkręcania i wykręcania śrubek. Potem budował z nich drogi i mosty. Czasami służyły za płotek, czasami żerdzie do wożenia na przyczepie lub traktorze. Do rysowania nieczęsto.

Ostatnio za to pokochał węgielek i rysuje nim prehistoryczne stwory, paprocie itp. Tylko, że na czarno. 


Inne pomysły z kredkami w roli głównej można znaleźć w piaskownicy :)
Wystarczy kliknąć:  Art Piaskownica

kolorowe kredki

czwartek, 6 marca 2014

woreczki

Podczas wiosennych porządków w szafie znalazło się mnóstwo skarbów. 

Zgubione dawno temu skarpetki, spodnie, o których się zapomniało, mnóstwo nienoszonych od wieków ubrań, sterta zniszczonych, jak te dziurawe spodnie oraz ona. 
Wciśnięta pomiędzy odkurzacz a gitarę, lekko przykurzona, ale promieniująca "subtelnym kobiecym pięknem" maszyna do szycia.
Padłyśmy sobie w ramiona, jako, że nie widziałyśmy się od wieków, przeprosiłyśmy i postanowiłyśmy czym prędzej nadrobić zaległości.

Na pierwszy rzut poszła stara i dziurawa koszulka w groszki, poplamiony pajacyk w paski i podarty ochraniacz do łóżeczka w kratkę. 
Połączenie kratka-paski-kropki wydało mi się idealne na zabawki.

Zawsze z zazdrością oglądam przecudne maskotki szyte własnoręcznie, np. takie. Wydaje mi się, że choćbym pękła nie potrafiłabym uszyć nawet pantalonów do takiej lali. No, ale od czegoś trzeba zacząć. 
Ja zaczęłam od woreczków, bo nie ma chyba nic łatwiejszego, niż zszycie dwóch kwadratów :P 


W celach ćwiczeniowych naszyłam na nie swoje pierwsze w życiu aplikacje. R jak Ryś, S jak Staś i serduszko jak miłość.
Miłość do moich chłopców, miłość do robótek oraz miłość do porządku w szafie. Niestety ta ostatnia nieodwzajemniona ;)


Ten miłosny wątek w moich woreczkach z grochem i fasolą idealnie wpisuje się w temat kolejnej zabawy w Art Piaskownicy. Ja w piaskownicy lubię się bawić, jako i moje dzieciaki :)


Ale woreczków chyba do niej nie weźmiemy. 
Bo jakim programem wyprać fasolę? Nie wiem, czy nasza pralka ma taką opcję... ;)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...